impossible is nothing
Komentarze: 0
No proszę.
Jednak zawsze spotyka nas to, czego najmniej się w danej chwili spodziewamy.
Wracam sobie wczoraj do domu i po drodze wstępuję po buty. Czekam następnie na busa na przystanku, kręcę się po nim, szwędam tu i tam, robię kółeczka (jakoś tak nie lubię stać w miejscu). W pewnym momencie dostrzegam jakiegoś chłopaka, dosyć wysokiego, w butach dobrych do wspinania i dżinsach. "Pewnie był w skałkach", pomyślałam sobie i jakoś tak poczułam, że to on.
To w istocie był on. I wiecie, co jest najlepsze?
Że nic mnie nie ruszyło. OK, może serce uderzyło kilka razy nieco mocniej, ale to nie było to samo, co dawniej - nic nie wywiercało mi dziury w brzuchu, żołądek nie kręcił się cały czas wewnątrz, nie drżały mi nogi, nie robiło mi się gorąco i zdecydowanie nie- nie wiedziałam, co mówić.
Co to znaczy?
PRZESZŁO MI !!!!!!!!!!!!!!!!!
Wyleczyłam się z tego oto pana i bardzo mi z tym dobrze :)
Z resztą już jakiś czas temu, ale ostatnio mnie ktoś zapytał, co z tym wszystkim, na co odrzekłam, że niby już w porządku, ale nie wiem, jak bym się zachowała, gdybym go spotkała, czy wszystko by nie wróciło.
I co? I teraz już wiem! Nie wróciło!
No proszę. Czyli jednak można.