Jeśli ktoś nie lubi czytać dłuugich notek z wieloma, czasami bezsensownymi zdjęciami, spokojnie może sobie czytanie tej odpuścić … ;)
Od 19 do 21 października, jak już wspomniałam, byłam na wycieczce w Bieszczadach z klasą moich kochanych kumpelek :D Teraz więc będzie fotorelacja :P (tam gdzie pisze zdj wkrótce będą zdjęcia ;))
Na wycieczkę wyjechaliśmy (a przynajmniej mieliśmy wyjechać :P) o godzinie 7, więc musiałam wstać o 6, czyli nic nowego, tak jak codziennie do szkoły :P Ale nikt nie powiedział, ze „codzienne wstawanie do szkoły” jest przyjemne, o nie, i ja sobie kiedyś odeśpię za wszystkie te szkolne czasy :P W każdym razie spieszyłam się jak głupia, ale oczywiście i tak się spóźniłam kilka minutek (no może kilkanaście, nie wiem dokładnie :P), bo nam sąsiad zastawił garaż swoim samochodem i go musieliśmy wołać … (hehe wyparadował w piżamce na polko … :P) . Moje spóźnienie było jednak niczym w porównaniu do opóźnienia, z jakim przybył na miejsce inny kolega, bo czekaliśmy na niego chyba z pół godziny ;)
Droga była przed nami dłuuuga, ale w sumie się nie dłużyło (mnie przynajmniej :P), bo sobie siedziałam z Elą i gadałyśmy cały czas jak najęte :D (ciekawa jestem czy inni słyszeli o czym gadałyśmy :P:P:P) Poza tym podróż umilał „Ostry-band” (to od przezwiska jednego z kolegów :P), który przez całą drogę śpiewał różne piosenki, od jakichś popularnych na przyśpiewkach ludowych kończąc ;) (to zdjęcie miało numerek „…666”, ciekawe czy to przypadek :P ;))

Po drodze zwiedzaliśmy jakieś miasteczka, Stary Sącz na przykład i Biecz, z tego co pamiętam… W tej drugiej mieścinie wychodziliśmy na wieżę (chyba ratuszową :P) po 184 bodajże schodach, hmm nie powiem, pod koniec już się trochę kręciło w głowie, ale widoczki były fajne :D (a szczególnie fajnym widoczkiem to my jesteśmy :P)

Zatrzymaliśmy się jeszcze przy takich skałach jakiś, nie wiem dokładnie gdzie one były i co to były za skały, ale fajnie wyglądały :D Oczywiście wszyscy musieli na nie od razu wejść :P
To my pięknie pozując ;)

A to koledzy, którzy robili … nie pamiętam co, ale coś tam udawali :P (a Mariusz, na co zwrócili obydwoje moi rodzice uwagę, znalazł ładnego kozaka ;) hehe )

A na tym zdjęciu miał zostać uchwycony plakat reklamujący koncert Dody chyba w jakimś mieście, niestety autobus ruszył i zostało nam zdjęcie fragmentu polskiej drogi :D (a jakże :P)

W autobusie, po kilku godzinach jazdy już nam odwalało i przyjmowaliśmy najróżniejsze pozycje :P


Po przyjeździe na miejsce zostaliśmy rozlokowani po pokojach. Nas było 6 i wszystkie pchałyśmy się na drzwi. Aga nie mogła ich otworzyć, bo jak się później okazało cały czas pchała klucz nie do tej dziurki co trzeba :P (swój udział pewnie miał też stale obecny śmiech :P). Po długich bojach drzwi się otworzyły, ale my, przez to że ciągle na nie napierałyśmy, po prostu zaklinowałyśmy się wszystkie w drzwiach, tak że nie mogłyśmy się ruszyć ;) hehehe :P Nasi koledzy przebrali się w dresy … ;)

A w superowym „hoteliku” oprócz naszej wycieczki była jakaś inna i ludzie stamtąd robili zdjęcia wszystkiemu (w sumie do tej pory nie wiem po co :P), weszli do pokoju w którym wszyscy siedzieliśmy i zaczęli robić zdjęcia. Zrobili też Przemkowi ;) Hmm ciekawe co tam im wyszło :P:P:P

Ja ciągle bawiłam się nożem (już kiedyś mówiłam chyba, że ja po prostu musze mieć coś w rękach, żeby się bawić, bo inaczej zwariuję :P) (i widać nasz suto zastawiony stół :P -> jedzenie mieliśmy mieć we własnym zakresie … ;))


Dziewczyny mają manię robienia mi rogów z dreadów heheh ;)

Na naszych zsuniętych łóżkach wiadomo, orgie :P (żarcik ;))

Drugiego dnia poszliśmy na Tarnicę, widoki prześliczne, tylko strasznie się nam źle szło, a poza tym przewodnik gnał do przodu i nie oglądał się do tyłu, co trochę irytowało :P A poza tym był ŚNIEG !!!!!!! ;)
Krzyż na szczycie :D

A to my :D

I krajobrazy .. (ŚNIEG, ŚNIEG, ŚNIEG !!!!!!!! ;) W sumie na zdjęciach wydaje się że jest mało śniegu, ale tak naprawdę było duużo ;) Nawet po kolana :P)


W drodze powrotnej koledzy znaleźli drzewo, które jest według nich świetnym przykładem wykresu zależności czegoś tam od czegoś tam (widać że mat-fiz :P), więc musieli zrobić zdjęcie :P (ja tam nic nie widzę, no ale pomijam ;))

Kiedy wróciliśmy padnięci, zmęczeni, brudni i spoceni okazało się, ze do pokoju nie wejdziemy, ponieważ koleżanki (i koledzy), którzy byli chorzy gdzieś sobie poszli razem kluczami :D

Wieczorem naszła nas ochota na naleśniczki … Zrobiłyśmy więc zrzutkę i poszłyśmy do sklepu po materiały na .. 70 naleśników ;) Później okazało się, że kolegom zabawy w kuchni się spodobały, i to oni wszystko robili ;)

A oto nasz mikserek :D (elektrycznego na wyposażeniu nie było :P)

I procesu twórczego naleśników ciąg dalszy :D


Takie nam ładne powychodziły … ;)

W ogóle śmiechu było przy tym gotowaniu… :P Po dokładki ustawiały się kolejki ;) Potrzebny był więc „bramkarz”, którego funkcję pełniła… Aga, a któżby no :P („ża futrynę!!!!!!!” :P). W ogóle okazało się, ze ci koledzy to nie są tacy lewi w tym gotowaniu, wszyscy umieli podrzucać naleśniki i to nawet nie na raz, tylko po trzy, cztery razy w powietrzu :P Normalnie byłam w szoku ;) Ale mi też się udało podrzucić :D (Adze chyba nawet dwa razy, ale Majzer tego nie uchwycił !!!! potem biedna chodziła i żaliła się wszystkim :P (nie wiem kto był bardziej biedna, ona, czy ci którzy musieli tego słuchać, czyt. wszyscy :P ;)))
Hmm a te zdjęcia chyba nie wymagają komentarza ;)


Koledzy dobre humory mieli po prostu :D


Dawid zasnął… ;( (to po prostu TRZEBA BYŁO sfotografować :P:P:P Spał tak NA WZNAK :P ;))

A tu nóżki Agi i Michała, którzy na mnie leżeli, jest też filmik, ale kurcze no nie uchwyciłam jak robili papa :P heheh ;)

W trzeci dzień była już mniej ładna pogoda, w zasadzie wiało jak cholera … ;) W ogóle trasa miała być prosta, łatwa i przyjemna, a taka nie była, na dodatek przewodnik znowu grzał jak opętany ;)

Te 10 minut do schroniska szliśmy chyba z pół godziny… Ale strasznie wiało i normalnie się nie dało iść szybciej !!!! Szliśmy grzbietem jakiejś góry i w ogóle było tak szaro ;) Jak widzieliśmy z dołu pierwszą część grupy, która trochę nam odskoczyła, widać było tylko kontury ich postaci, i wyglądało to jak jakiś kadr z Władcy Pierścieni normalnie :P


Majzer zniewieściał :P (to już było, gdy schodziliśmy ;))

A my się pozamieniałyśmy butami :D (żadna nie miała swojego :P)

W drodze powrotnej … ;)

A my układałyśmy się, żeby zasnąć chyba z pół godziny, tylko oczywiście nam nie wychodziło :P Uśmiałyśmy się przy tym jak nie wiem, że w ogóle już nam się później nie chciało spać :P Ale że tak ładnie wyglądałyśmy Aga powiedziała, ze zrobi nam zdjęcie :P Miałyśmy więc udawać, że śpimy.. Padło hasło „Dobra, nie śmiejemy się…” Tylko ze ja kurcze nie mogłam wytrzymać i wkradł się na usta mały uśmieszek … ;)

Po drodze był postój na załatwienie swoich najbardziej podstawowych potrzeb fizjologicznych w lesie, więc poszłyśmy wszystkie razem:D Potem goniłyśmy autobus heheh ;)
Moni było zimno … ;)

Przemek lubi robić głupie miny :D

I na koniec wycieczki miły akcent, zupełnie z nią nie związany … ;)

Nie ma co, faaaajnie było ;)