Archiwum luty 2007


lut 22 2007 Bez tytułu
Komentarze: 0

Dziś czwartek, 22 lutego 2007 roku.
Urodzeni 22 lutego są pełni wewnętrznych sprzeczności. Z jednej strony pociąga ich ruch i ryzyko, z drugiej cisza i kontemplacja. Mogą osiągnąć w życiu wielki sukces, jeśli tylko nauczą się wytrwałości i koncentracji. Chętnie pomagają innym i angażują w przedsięwzięcia charytatywne. Są lojalni i nie zawodzą w miłości czy w przyjaźni.

no i co, całkiem fajnie w sumie to wygląda, no nie?! ;)

tabakaaa : :
lut 19 2007 ??
Komentarze: 0

Ah, miałam dopisać jeszcze coś. Na domiar złego zbliżają się jego urodziny. 18.

A ja postanowiłam twardo, że się nie odezwę z życzeniami. I wytrwam przy swoim, wiem to, chociaż palce będą już na klawiaturze telefonu, na dodatek świerzbić będą bardzo.

No bo po co mam się narzucać. Po co się płaszczyć. Niech sobie myśli, że mi przeszło i że już mnie gówno obchodzi. A co.

Tylko jego to nic nie obchodzi.

Nie będzie jakos szczególnie zastanawiał się, czemu nie dostał życzeń. Chyba, że dostanie ich bardzo mało, może ogarnie go taka ogólna refleksja. Ale nic skierowanego personalnie.

Ehh....

tabakaaa : :
lut 19 2007 ?
Komentarze: 0

Wciąż się zastanawiam, czy w ogóle powinnam publikować tą notkę. 'Publikować' - heh... To chyba niezbyt trafnie dobrane słowo, zważając na fakt, że nikt, oprócz mnie, moich wpisów nie czyta, można jedynie zobaczyć nagłówek... I nawet nie wiem, czy umożliwię komukolwiek kiedykolwiek przeczytanie ich... Dlaczego więc mam opory? Bo mi głupio tak bardzo. Że piszę tak grafomańsko, takie pierdoły. Zero polotu czy czegokolwiek tam innego. Humoru. Głupie wzdychanie dziewczyny, która w swoim rozwoju emocjonalnym zatrzymała się chyba na poziomie przciętnej dwunastolatki (w dzisiejszych czasach może nawet dziesięciolatki, bo przecież młodzież szybciej dojrzewa...), a jej największą życiową rozterką jest fakt, że 'ojej, ona go tak bardzo kocha ....' Chciałabym móc o tym pisać ładnie, a nie popmatycznie i trywialnie, ale niestety jakoś tak nie potrafię. STOP. Przecież z drugiej strony ten blog przestał pełnić pierwotną funkcję bloga, jest moją 'ostatnią deską ratunku' - piszę tu tylko wtedy, kiedy naprawdę już NIE MOGĘ wytrzymac i nie mam ZADNEJ innej alternatywy. Jest takim moim niemym poradnikiem i fakt, że gdzieś to zapisuję w internecie i zabezpieczam hasłem daje mu przewagę nad pamiętnikiem, który oczywiście mogłabym pisać, ale który też każdy mógłby prosto znaleźć i przeczytać (mam chyba jakąś manię prześladowczą). Teraz apeluję do siebie samej starszej o kilka lat, bo za parę pewnie będę sobie czytać moje stare wypocinki: WYBACZ MI !!!!! Nie jestem wcale w wieku tych 17 (oh, już prawie 18 w zasadzie) AŻ TAK głupia, jak można by to wywnioskować z moich wpisów ;)

Wklejam więc.

Co mnie w nim tak naprawdę zauroczyło? To rzeczywiście całkiem ciekawe jest, odpowiem więc.

 

Może ten uśmiech. Często obecny na jego twarzy. I w ogóle cała mimika. Uśmiech z przekąsem, uśmiech z ironią, uśmiech z podniesionym jednym tylko kącikiem ust. Uśmiech szeroki i szczery. Niewłaściwe skreślić. Jeśli ktoś potrafi, bo ja nie umiem wyeliminować żadnego.

 

A może te oczy – duże, niebieskie. Oczy zwierciadłem duszy, mówi się, a ja nie wiem czy to prawda. Wydaje mi się, że w jego wypadku wyczytać można było z nich wiele. Były takie … prawdziwe. Czy raczej spojrzenie. Intensywne, takie, od którego w środku robi się jakoś cieplej. Łapie się wzrok tylko na chwilę, a ma towarzyszy przez te ułamki sekund wrażenie, jakby w danym momencie było się centrum świata i nic innego wokół nie istniało. To spojrzenie ‘z dołu’ także. W połączeniu z resztą twarzy z resztą. Mina na grzecznego, niewinnego chłopca. Rozczulająca, doprawdy.

 

Czy raczej te ramiona? Pamiętam, gdy pierwszy raz zauważyłam, jakie one w gruncie rzeczy.. ładne? To chyba złe słowo. Ale takie szerokie. Które mogłyby zapewnić schronienie przed całym światem. Pamiętam też, że w tamtej chwili zapragnęłam znaleźć się w jego ramionach. Kiedyś. Chociaż na chwilę.

 

Abstrahując od wyglądu. Bo przecież on jest najmniej ważny. Akurat przymioty jego zewnętrza zaczęły mi się podobać z czasem. Nie od razu. Co więc sprawiło, że…?

 

Chyba poczucie humoru. I w ogóle, śmiech. Bo to zabawny człowiek w gruncie rzeczy. Jego dziwne pomysły. A może to, że uprzejmy, szarmancki, że zadbać umie. Ale to przecież było potem. A na początku?

 

Możliwy jest fakt, że zwrócił na mnie uwagę. Tak, to chyba to. Źe zwrócił na mnie uwagę, nie skupiając przy tym uwagi innych na sobie. Tak niepostrzeżenie.

 

Mały szkopuł tkwi jednak w tym, że u niego trwało to tylko chwilkę, krótki moment, natomiast u mnie wywołało skutek długofalowy. ZBYT długofalowy, jeśli mam być szczera.

 

O ile faktycznie kiedykolwiek chociaż trochę mu się podobałam… O ile sobie tego wszystkiego nie wymyśliłam i nie wmówiłam…

 

Głupio mi o tym pisać… Mogę się założyć, że za jakiś czas będę sobie czytać aktualne notki i będę się z siebie śmiać. Drwić z tego, jaka byłam młoda, naiwna, głupia. Może ślepa. Będę już wtedy szczęśliwa z kimś innym, a on będzie tylko mglistym wspomnieniem, szczenięcym zauroczeniem, do którego nie będę chciała wracać. Pewnie trochę ze wstydu. Nie wiem, czy będę dumna, że tyle czasu straciłam, że go tak bardzo mocno…

 

Podczas gdy on mnie nie.

 

A co mnie pozostaje? Na razie „ciągle czekam… Schowana w kącie szafy twej…” ;)

 

tabakaaa : :
lut 15 2007 dzwonek
Komentarze: 0

Kiedy słyszę ten dzwonek, moje serce i tak drga z nadzieją.

Chociaż przez ułamek sekundy, potem odzywa się rozum.

Przecież i tak wiem, że to nie on.

Ale przez tą krótką chwilę znowu czuję się jak dawniej.

Nie mam na to wpływu.

 

To silniejsze ode mnie.

tabakaaa : :
lut 08 2007 Et si tu n'existais pas...
Komentarze: 0

I gdybyś nie istniał! O ile byłoby lepiej! O ile byłoby mi łatwiej! W żadnym mijanym mężczyźnie nie szukałabym Twojej twarzy. Żaden ptak nie śpiewałby Twoim głosem. Niczyj śmiech nie brzmiałby jak Twój. Park nie kojarzyłby mi się z Tobą. Nie myślałabym o Tobie pijąc herbatę. Nie czekałabym tak na zimę, bo podczas zimy byśmy się nie poznali. Nie wspominałabym każdego Twojego słowa. Nie przypominałabym sobie każdego Twojego ruchu. Nie pamiętałabym każdego grymasu Twojej twarzy. Nie widziałabym Cię przed oczyma przy każdym zamknięciu powiek. Nie zaprzątałbyś ciągle moich myśli. Nie czekałabym już. Nie miałabym stale nadziei. Nie trawiła mnie tęsknota. Nie dręczyły wspomnienia. Nie nasłuchiwałabym Twoich kroków. Nie wylewałabym łez za Tobą. Nie patrzyłabym tęsknie w okno. Nie śniła o Tobie. Nie ściskałoby mnie serce za Tobą. I przez Ciebie.

 

I gdybyś nie istniał! Mężczyźni byliby tylko mężczyznami, żaden nie miałby Twojej twarzy. Ptaki byłyby tylko ptakami, nie śpiewałyby Twoim głosem. Herbata byłaby tylko herbatą, nie kojarzyłaby mi się z Tobą. Moje myśli byłyby jasne i puste – zabrakłoby w nich Ciebie. Mogłabym chodzić gdzie chcę, wszystkie miejsca straciłyby swój urok. Nie chodziłabym ulubionymi alejkami, nie miałabym kogo tam szukać. Nie znałabym uczucia tęsknoty, nie musiałabym wzdychać do okna, płakać, szlochać ani wylewać łez, moje serce nie ściskałoby mocno – bo nie byłoby Ciebie.


I gdybyś nie istniał... Równie dobrze świat mógłby przestać istnieć, tak pusty i szary byłby bez Ciebie. Jak mogłyby wtedy istnieć ptaki, inni mężczyźni, nasze ulice, herbata, jak mogłaby istnieć zima? Jak mogłyby istnieć moje myśli, moje łzy, moje uczucia, moje serce? Jak ja mogłabym istnieć bez Ciebie?

 

I gdybyś nie istniał? Miłość też umarłaby bez Ciebie...

 

tabakaaa : :